Obecność Na Filipinach niektóre kina zatrudniały księży, którzy błogosławili widzów przed seansem. Stało się tak, ponieważ kilka osób, które obejrzały film wcześniej narzekały, że odczuwają w swoim życiu dziwną, nadprzyrodzoną i negatywną obecność.
„Obecność 2” od niedawna jest w kinach i przeraża kolejnych widzów spragnionych mocnych wrażeń. Podobnie jak jego poprzednik, film został oparty na prawdziwej historii – najlepiej udokumentowanej sprawy paranormalnej w dziejach, czyli przypadku poltergeista z Enfield. Początki aktywności poltergeistaLatające klocki LegoDokuczliwy pan WilkinsSmutne życie Hodgsonów Początki aktywności poltergeista Rodzina Hodgson mieszkała w Enfield spokojnie aż do momentu, kiedy jej życie wywrócił do góry nogami pewien poltergeist. Wszystko zaczęło się w momencie, kiedy Peggy Hodgson, matka czwórki dzieci, usłyszała w nocy dziwne dźwięki dochodzące z pokoju córek – Janet i Margaret. Brzmiało to jak szuranie. Przekonana, że to dziewczynki rozrabiają, poszła do nich i otworzyła drzwi. Zobaczyła jednak, jak córki kulą się na łóżku ze strachu. Po chwili szafka przesunęła się samoistnie. Peggy zdenerwowała się, myśląc, że ktoś robi z niej żarty. Jednak kiedy próbowała popchnąć ją, żeby wróciła na miejsce, jakaś siła utrzymała szafkę w miejscu. Zobacz również: Poznaj prawdziwą historię stojącą za horrorem „Obecność” Wtedy rozpoczęło się walenie w ściany. Momentami brzmiało, jakby ktoś uderzał na zewnątrz, czasem wewnątrz, a niekiedy pod podłogą. Rodzina uciekła z domu do sąsiadów i zadzwoniła po policję. Funkcjonariuszka, która przybyła na miejsce, zauważyła poruszające się w powietrzu krzesło. Uznawszy, że sprawa przekracza uprawnienia policji, zostawiła rodzinę samą. Później wysłała do domu reportera z „Daily Mirror”. Latające klocki Lego Kiedy ten pojawił się u Hodgsonów, przez kilka godzin nic się nie działo. Dopiero w momencie, w którym postanowił sobie pójść, klocki Lego zaczęły latać, a jeden z nich uderzył go w głowę. Nosił ślad jeszcze przez kilka dni. Niedługo później do domu przyjechał Maurice Grosse, wysłany przez Society for Psychical Research, w celu zbadania sprawy. Choć początkowo sceptyczny, szybko przekonał się, że w budynku coś rzeczywiście grasuje. Okazało się, że latające klocki i zabawki robiły się gorące, co miało świadczyć o aktywności poltergeista. W ciągu 18 miesięcy specjalista był świadkiem prawie 2 tysięcy zjawisk paranormalnych w domu. Najbardziej przerażający był demoniczny głos, który czasem wydobywał się z gardła Janet – 11-letniej córki Peggy, którą upatrzył sobie duch. Dokuczliwy pan Wilkins Prawdopodobnie głos należał do poprzedniego mieszkańca, Billa Wilkinsa. Dziewczynka wpadała w trans, niekiedy lewitowała i była wyrzucana z łóżka. Jak wspominała Janet, lewitacja była najbardziej przerażająca, ponieważ nie mogła odzyskać kontroli nad swoim ciałem. Raz wokół jej szyi zacisnęła się zasłona i miała wrażenie, że się udusi. Tylko dzięki interwencji jej matki, która użyła całej swojej siły do rozerwania materiału, dziewczynce udało się z tego wydostać. Janet mówiła także, że Bill jest wściekły, ponieważ rodzina wprowadziła się do jego domu. „Nie chciał nas skrzywdzić. Umarł tutaj i chciał tu spoczywać„, powiedziała w wywiadzie dla „UK’s Channel”. Z czasem wyszło na jaw, że aktywność ducha rozpoczęła się krótko po tym, jak ona i Margaret bawiły się tabliczką ouija. Smutne życie Hodgsonów Ostatecznie wszystko się skończyło po wizycie księdza w 1978 roku. Co prawda później było słychać jeszcze różne hałasy, a brat Janet, Billy, opowiadał o tym, że czuje się obserwowany. Jednak rodzina mieszkała w domu dalej i Bill Wilkins raczej się nie pojawiał. Niestety, życie Hodgsonów nie było zbyt szczęśliwe w późniejszych latach – jeden z chłopców, Johnny, zmarł na raka w wieku 14 lat, Peggy odeszła w 2003, a syn Janet (która wyszła za mąż jako szesnastolatka) zmarł, kiedy miała 18 lat. Warrenowie, którzy zostali przedstawieni w filmie jako główni bohaterowie, byli tak naprawdę tylko częściowo zaangażowani w sprawę. Nawiedzonym domem w Enfield zajmowało się sporo osób, które wywarły większy wpływ na historię. Warrenowie jednak również doświadczyli paranormalnych zjawisk i z pełnym przekonaniem twierdzili, że duch istniał naprawdę. Zobacz również: Powstanie spin-off popularnego horroru „Obecność 2” [embedyt] Dziś nie do końca wiadomo, czy wszystko się rzeczywiście wydarzyło. Niektórzy posądzali rodzinę o oszustwo, a dziewczynki były kilka razy przyłapane na fabrykowaniu „dowodów”. Wiele osób zwracało też uwagę na to, że nikt nie był nigdy świadkiem opętania Janet – zawsze przebywała wtedy sama w pokoju. A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Myślicie, że dom był naprawdę nawiedzony? (źródło: Kliknij, aby ocenić ten post! [Całkowite: 6 Średnia:
„Obywatel Milk” to nie tylko dobry film na faktach, ale także bardzo ważny dramat polityczny XXI wieku, który zdecydowanie zasługuje na uwagę. Produkcja została wyróżniona wieloma nagrodami – otrzymała m.in. 2 Oscary. Pozostałe filmy na faktach „Green Book” (2018), reż. P. Farrelly. Lata 60.
Horror "Obecność" jest to film oparty na faktach. Nakręcono go w 2013 roku. Opowiada on o rodzinie, która wprowadza się do domu, gdzie straszy. Cała akcja ma swoje podłoże w prawdziwych wydarzeniach. W roku 1971 rodzina Perron przeprowadziła się do domu pochodzącego z XVIII wieku w Rhode Island. Już pierwszego dnia po wprowadzeniu jedna z córek (było ich 5), dostrzega starszego pana siedzącego na fotelu, po czym okazuje się, że nikogo tam nie ma. W filmie nie ma o tym mowy. Podobno w domu tym wcześniej mieszkały inne rodziny, które również doświadczyły tragicznych wydarzeń. Pierwsza osobą, która tu zginęła, był John Arnold, który się powiesił w jednym z przybudowanych budynków. Miał 93 lata. Potem w domu miały miejsce jeszcze inne wypadki, zatrucia, samobójstwa itp. Dom nawiedzało wiele duchów, ale najgroźniejszym z nich był duch matki, która najpierw zamordowała swoje dziecko, a później sama powiesiła się na drzewie. I ten właśnie fakt jest przedstawiony w filmie. Duch ten podobno bał się ognia, ale to w w filmie też nie jest ukazane. Trailer filmu Obecność: Rodzinie pomaga małżeństwo, którego zadaniem jest zwalczenie duchów. Są to specjaliści od zjawisk paranormalnych, którzy chcą pomóc rodzinie zrozumieć co się dzieje w ich domu. Niestety nie udało im się tego dokonać, a rodzina wyprowadziła się w 1980 roku. W filmie akcja potoczyła się inaczej. Obecnie jest już droga część horroru "Obecność 2" również opowiadający o rodzinie, która wprowadza się do nawiedzonego domu. Trailer filmu Obecność 2:
Artur7335 Film jest oparty na faktach, bo postacie w filmie istniały w rzeczywistości i w rzeczywistości zajmowały się rzeczami nieprawdziwymi, uważając je za prawdziwe. Film jest oparty, ale nie jest dokumentem, Jest luźno oparty na faktach. Już samo założenie, że jeden z popularniejszych Bogów istnieje, jest fałszywym
„Obecność 3: Na rozkaz diabła” — prawdziwa historia zbrodni Arnego Chayenne Johnsona Jednym z głównych bohaterów trzeciej części serii „Obecność” jest Arne Cheyenne Johnson, który został oskarżony o morderstwo; filmowi Warrenowie starają się dowieść, że w chwili dokonywania czynu młody mężczyzna był opętany. Twórcy od razu informują widza, że przedstawiona w filmie historia oparta jest na faktach — i nie kłamią, choć, jak wszyscy dobrze wiemy, zwrot „oparty na” jest bardzo proces Arnego Cheyenne Johnsona, znany również jako sprawa pod tytułem „Diabeł mnie do tego zmusił” (podobnie jak oryginalny tytuł filmu: The Devil Made Me Do It) to pierwsza sprawa sądowa w USA, w której obrona starała się udowodnić niewinność oskarżonego w oparciu o powołanie się na zjawisko opętania i, co za tym idzie, zanegowanie odpowiedzialności za popełniony czyn. 24 listopada 1981 roku Johnson został skazany za zabójstwo właściciela domu, który wcześniej wynajmował — Alana zeznań rodziny Glatzelów, 11-letni David gościł w swoim ciele demona. Glatzelowie byli świadkami kolejnych coraz bardziej złowieszczych wydarzeń z udziałem chłopca; ostatecznie, przerażeni i wyczerpani kolejnymi incydentami, wezwali na pomoc Eda i Lorraine Warrenów, by podjąć ostatnią próbę „wyleczenia” Davida. Wkrótce Glatzelowie i Warrenowie zgłosili się do księży katolickich z prośbą o przeprowadzenie formalnego egzorcyzmu. Proces trwał kilka dni, ostatecznie — zdaniem wszystkich obecnych — jeden z demonów uciekł z ciała dziecka i zamieszkał w Arnym. Wydarzenia zostały udokumentowane w książce „The Devil in Connecticut” autorstwa Geralda Brittle' miesięcy później Arne zamordował gospodarza domu i właściciela motelu Brookfield Pet. Jego obrońca argumentował, że młody mężczyzna był opętany, ale sędzia orzekł, że taka obrona nie ma szans na wykazanie dowodów, dlatego też nie może sprawdzić się w sądzie. Arne został uznany za winnego, ale ostatecznie odsiedział tylko 5 lat (skazano go na 10 do 20 lat). Proces przyciągnął uwagę mediów na całym świecie i zyskał szeroki rozgłos dzięki licznym odniesieniom w literaturze i telewizji. Pełna historia opętania według Warrenów i Glatzelów Johnson i jego dziewczyna, Debbie Glatzel, byli konsekwentni i nieugięci w relacjonowaniu swoich wspomnień o wydarzeniach związanych z Warrenami. Utrzymywali, że paranormalna aktywność rozpoczęła się po tym, jak poszli posprzątać wynajętą nieruchomość, należącą do wspomnianego Bono. Początkowo mały David, brat Debbie, który miał pomóc im w porządkach, opowiedział o starszym mężczyźnie, którego nikt inny nie widział. Wyglądający na poparzonego człowiek najpierw ostrzegł chłopca (jednym słowem: „Uważaj!”), a następnie obiecał skrzywdzić Glatzelów, jeśli wprowadzą się do wynajętego domu. Starzec objawiał się dzieciakowi kilkakrotnie w swej demonicznej postaci, grożąc kradzieżą jego duszy. Chociaż rodzina nieraz słyszała dziwne odgłosy dochodzące ze strychu, za wyjątkiem Davida nikt nigdy nie widział mężczyzny. David doświadczał nocnych lęków, coraz dziwniej się zachowywał, a na jego ciele pojawiały się niewyjaśnione siniaki i zadrapania. Błogosławieństwo katolickiego księdza nie coraz gorzej. Rodzina miała być świadkami bicia i duszenia chłopca przez niewidzialne ręce; wkrótce David zaczął warczeć, syczeć, recytować fragmenty z Biblii. W ciągu kilku miesięcy przybrał na wadze prawie 60 kg. Każdej nocy któryś z członków rodziny czuwał przy chłopcu, który doświadczał skurczów i konwulsji, syczał i charczał. Po otrzymaniu „diagnozy” od Warrenów (Lorraine stwierdziła, że zauważyła materializującą się czarną mgłę w pobliżu chłopca, co miało być widoczną oznaką wrogiej obecności; zdaniem małżeństwa dziecko zostało opętane przez przynajmniej 43 demony), poddano go trzem „mniejszym egzorcyzmom”. Lorraine wyznała, że chłopak lewitował, na pewien czas przestał oddychać, a nawet zademonstrował nadprzyrodzoną zdolność prekognicji (podobno odniósł się do zabójstwa przy użyciu noża, które w przyszłości miał popełnić Johnson). W październiku 1980 roku Warrenowie skontaktowali się z policją w Brookfield i ostrzegli, że sytuacja stała się niebezpieczna. Podobnie jak w filmie, podczas jednego z egzorcyzmów Arne miał nakłonić (w dobrej wierze) jednego z zamieszkujących ciało Davida demonów do opętania jego samego. Kilka dni później ów byt miał przejąć kontrolę nad jego samochodem i zepchnąć go na drzewo, jednak Johsnon wyszedł ze zderzenia bez tym incydencie mężczyzna miał wrócić do wynajętej posiadłości, by zbadać starą studnię, która rzekomo była związana z jednym z demonów. Jak twierdzi, to było jego ostatnie spotkanie z tajemniczym bytem, którego był w pełni świadomy — po nawiązaniu z nim kontaktu przy studni, został całkowicie opętany. Podobno Warrenowie ostrzegali przed tym mężczyznę, on jednak zlekceważył ich zalecenia. Arne i Debbie postanowili przeprowadzić się do mieszkania w pobliżu miejsca pracy Debbie (pracowała u Alana Bono, nowego mieszkańca Brookfield, w Brookfield Pet). Po przeprowadzce Johnson zaczął zachowywać się coraz dziwniej, a jego przypadłość przypominała stany Davida. Debbie twierdzi, że regularnie wpadał w coś na kształt transu, powarkiwał i widział okropne rzeczy, których nie dostrzegał nikt inny. Po „przebudzeniu” niczego nie incydent, do którego wkrótce doszło, został stosunkowo wiernie przeniesiony na ekran, wyjąwszy może obecność dziewięcioletniej Mary, kuzynki Debbie, i Wandy, siostry. Pewnego dnia hodowca psów, Bono, upił się; odwiedzający go Debbie, Mary, Wanda i Johnson przewidywali kłopoty, więc Debbie namówiła ich, by szybko opuścili pokój. Bono pochwycił jednak Mary i odmówił puszczenia jej. Wówczas do mieszkania wrócił Johnson i rozkazał ją uwolnić. Wanda przedstawiła policji sytuację następująco: Mary pobiegła do samochodu, gdy Debbie próbowała załagodzić sytuację i stanęła między dwoma mężczyznami. Wanda na próżno próbowała odciągnąć Johnsona. Ten, warcząc jak zwierzę, nie reagując na nic, wyciągnął 13-centymetrowy scyzoryk i kilkukrotnie dźgnął Bono. Mężczyzna zmarł kilka godzin później. Johnsona znaleziono 3 km od miejsca zabójstwa. Było to to pierwsze morderstwo w historii Brookfield w Connectucit. Arne nigdy wcześnie nie wpadł w choćby najmniejszy konflikt z prawem, a przez znających go ludzi określany był jako dobry i uczynny chłopak, który bardzo troszczył się o matkę. Brakowało mu również motywu, choć w rzeczywistości również miał być pod wpływem alkoholu. Podobnie jak w filmie, Warrenowie poinformowali policję, że ich zdaniem w chwili popełniania zbrodni młody mężczyzna był opętany. O sprawie zrobiło się bardzo prawnik przyjął linię obrony zgodną z teorią o opętaniu (odwiedził nawet Anglię, by spotkać się z prawnikami zaangażowanymi w dwie podobne sprawy) i groził wezwaniem do sądu księżom, którzy nadzorowali egzorcyzmy Davida, jeśli odmówią współpracy, ostatecznie wszyscy musieli uznać, że z powodu braku dowodów utrzymywanie podobnej obrony nie ma w sądzie racji bytu, a dopuszczenie powiązanych zeznań byłoby nierelatywne i nienaukowe. Ostatecznie więc zdecydowano się zasugerować, że Johnson działał w samoobronie (o czym już w filmie nie wspomniano). Wszystko ponad to, czyli filmowy motyw Uczniów Barana, wiedźma i klątwa, zostało fabularnie dobudowane na potrzeby filmu. Wkrótce pojawiły się filmy dokumentalne, fabularne i książki. W 1983 wspomniany Geralt Brittle z pomocą Lorraine Warren wydał książkę traktującą o tych wydarzeniach; zdaniem twórców część zysków przekazało rodzinie, a źródła potwierdziły, że zapłacono jej 2000 dol. Po ponownej publikacji materiału w 2006 roku, David Glatzel i jego brat, Carl Glatze Jr., pozwali autorów i wydawców za naruszenie ich prawa do prywatności, zniesławienie i zamierzone wywołanie emocjonalnego cierpienia. Carl twierdził, że historia opętania była mistyfikacją wymyśloną przez Eda i Lorraine Warrenów, by wykorzystać rodzinę i chorobę psychiczną brata; w książce przedstawiono go jako postać negatywną, ponieważ nie wierzył w zjawiska nadprzyrodzone. Warrenowie mieli obiecać, że ta historia uczyni z rodziny milionerów i pomoże wydostać Johnsona z więzienia. Sam w 2007 napisał książkę o wspomnianych wydarzeniach ze swojej Warren aż do śmierci broniła swojej wersji, którą potwierdzało sześciu księży. Tej samej wersji uparcie bronili również Johnson i Debbie (po dziś dzień małżeństwo), którzy stwierdzili, że Glatzelowie zdecydowali się na pozwy wyłącznie w celach finansowych. Autor książki, Brittle, przekonuje, że napisał ją, bo rodzina tego właśnie chciała. Wówczas zależało jej, by ta historia została opowiedziana. Autor podkreśla, że jest w posiadaniu nagrań wideo z ponad 100 godzin wywiadów z Glatzelami, którzy podpisali się pod książką jako zgodną prawną jeszcze zanim została skierowana do druku „Obecność 3: Na rozkaz diabła” obejrzysz w kinach.
Taka prawda, że horrory dzielą się na pięć rodzajów: takie, które straszą swoja brutalnością, psychologiczne, historie, w których występuje jakaś klątwa, urok czy inny przeklęty dom oraz filmy o różnorakich potworach zabijających wszystko co się porusza. Ostatnim gatunkiem są, moje ulubione, horrory o egzorcyzmach.
obejrzyj 01:38 Thor Love and Thunder - The Loop Czy podoba ci się ten film? "Historia oparta na faktach" To pierwsze zdanie, jakie pojawia się na ekranie pod tytułem filmu. W innych produkcjach taki zabieg zazwyczaj jest tylko picem na wodę, ale w przypadku Obecności owa historia, jak i małżeństwo Warren'ów, jest jak najbardziej autentyczna, tym bardziej przedstawione wydarzenia działają na wyobraźnię widza. Film rozpoczyna się niewinnie. Rodzina, która przeprowadza się do nowego domu, zadowolone dzieci hasają po mieszkaniu, mąż i żona ucinają swe czułe rozmowy. Reżyser sprawnie wciąga nas w sielankowy klimat, nadaje obrazowi spokojny wygląd. Gdzieś z tyłu mózgu tkwi nam przeświadczenie, że to przecież horror. I to się ujawnia, niebawem. Pierwszy zły omen to pies, który nie chce wejść do domu. Jeśli ktoś prędzej czytał o zjawiskach paranormalnych, to wie, że zarówno koty jak i psy widzą duchy. Pies śpi na dworze, a nazajutrz jest martwy. Kamera przedstawia nam każdy zakamarek domu, a jednak sceny, jawnie pokazane jako te z udziałem ducha, robią wrażenie. Muzyka jest świetnie dobrana, raz raczy nas wesołym kawałkiem, innym razem uderza nas głucha cisza. Scena, kiedy matka bawi się z córką w chowanego daje nam jednoznaczny dowód, że ten dom jest nawiedzony. Gdy cała rodzina jest już przerażona i pewna, że to duchy stoją za dziwnymi zjawiskami, decyduje się na poproszenie o pomoc małżeństwo Warrenów — badaczy zjawisk paranormalnych. I to w tym momencie widzowi spada lekki kamyk z serca, gdyż prędzej, podobnie jak Perronowie, czuje się bezbronny. Ed i Lorraine wydają się być aniołami stróżami i wybawicielami, choć nawet oni mają swe słabe strony przez co wydają się nam bardziej autentyczni. "Obecność" to nie tylko zwykły film grozy. On bierze strach, bawi się nim i, co najważniejsze, nie podaje nam go na tacy. Ogarnia nas dziwne uczucie niewiadomego strachu. Potwór w szafie? Spadające obrazy? Brzmi banalnie, ale na ekranie budzi jak najprawdziwszy lęk. Wszystko jest tu dobrze zrobione — ujęcia, muzyka i ten klimat. Klimat, który jako jedyny nie pozwolił mi spać spokojnie po horrorze. Jedyny, który zasiał w mej głowie od lat tą świadomość, że ktoś może mnie obserwować, że ktoś żyje w mym domu poza ludźmi. I tak najpewniej jest. Moja ocena — 9/10. Dra
Zobacz 4 odpowiedzi na pytanie: Wierzycie w horror "Obecność 1, 2", "Amityville", "Verónica" i inne na faktach?
Horror jest tym gatunkiem filmowym, który jakiś czas temu wypadł z moich łask całkowicie – być może była to kwestia tego, że wyrosłam z potrzeby odczuwania strachu, a być może faktem, że w dzisiejszych czasach niezwykle trudno jest trafić na horror z prawdziwego zdarzenia. Rzeczą niezwykle smutną jest to, że sporą część produkcji należących do tego gatunku można spokojnie streścić w pewnej mało pochlebnej zagadce, którą wymyśliłam dawno temu, podczas oglądania filmu Wzgórza mają oczy, mianowicie – co to jest: wchodzi do głowy lewym uchem, wychodzi prawym, a jednak wciąż masz to w czaszce? Po obejrzeniu wspomnianego filmu odpowiedź nasuwała się sama – chodziło o kilof. W branży brakowało kogoś, kto potrafiłby zrealizować film mający widza przestraszyć, ale nie za pomocą hektolitrów wylanej krwi, kilometrów wyprutych wnętrzności i nagle pojawiających się na ekranie maszkar, tylko za pomocą odpowiedniego prowadzenia fabuły – budowania napięcia i atmosfery grozy, umiejętnie posługując się oprawą audiowizualną. Zdecydowanie brakowało filmu grozy, po obejrzeniu którego obawiałabym się koszmarów, odczuwając potrzebę zapalenia wieczorem świateł w domu, nawet jeśli miałoby to trwać raptem przez jeden wieczór. W końcu na ekranach kin pojawiła się Obecność 2, na którą postanowiłam się wybrać, by zweryfikować zasłyszane opinie. Jednak, z racji tego, że przed obejrzeniem kontynuacji lubię znać całą historię, sięgnęłam po pierwszą część – dowiadujemy się z napisów pojawiających się po jednej z pierwszych scen – opowieść oparta jest na faktach, a cała fabuła dotyczy jednej z tysięcy spraw, którymi zajmowało się małżeństwo Warrenów – Ed i Lorraine. Sprawie na tyle strasznej i makabrycznej, że postanowili ujawnić ją dopiero teraz, po wielu latach od samych wydarzeń. Warto nadmienić, że zgodnie z informacjami podanymi nam przez twórców filmu,Warrenowie znani byli jako małżeństwo zajmujące się badaniami zjawisk paranormalnych – Lorraine jest jasnowidzem i medium, zaś Ed to jedyny świecki demonolog, którego uznał Kościół Katolicki. Poznajemy ich już od pierwszych sekund filmu, obserwując tajniki ich pracy przy jednej z ich spraw – dotyczącej lalki Annabelle, opętanej przez jakiś nieludzki, demoniczny byt. Na marginesie wspomnę, że na podstawie tego śledztwa nakręcono film Annabelle, który pojawił się rok po premierze Obecności – w 2014 roku – będąc jej prequelem. Wracając już jednak do samej produkcji– przez pewien czas jej fabuła prowadzona jest dwutorowo – z jednej strony mamy małżeństwo Warrenów, których poznajemy jako wykładowców, badaczy zjawisk niewyjaśnionych i rodziców zajmujących się wychowaniem córki, z drugiej zaś strony poznajemy historię Perronów, którzy wraz ze swoimi pięcioma córkami wprowadzają się właśnie do domu na wsi. Właściwie od samego początku zdajemy sobie sprawę z tego, że w ich nowym lokum stanie się coś złego – nie tylko przez wzgląd na to, że w podobny sposób zaczął się już niejeden horror, ale też dlatego, że scenarzyści dają nam pewne subtelne budowane jest stopniowo, poczucie niebezpieczeństwa narasta powoli – zarówno w widzu, jak i w postaciach, które początkowo nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa, w jakim się znalazły. Obserwujemy więc jak Perronowie najpierw ignorują dziejące się wokół rzeczy, jak chociażby przeświadczenie córek, że ktoś je obserwuje, niechętny do wejścia do domu pies, niewyjaśnione stukanie i hałasy, spadające ze ścian ramki ze zdjęciami i zapach zgnilizny, którego źródła nie potrafią zdiagnozować. W końcu jednak, po kilku niewyjaśnionych incydentach, pani Perron postanawia zwrócić się o pomoc do kogoś, kto na niewyjaśnionych zjawiskach zna się najlepiej – do Warrenów, którzy zgadzają się pomóc. Ta decyzja sprawia, że od tej pory fabuła biegnie już jednym torem, my zaś mamy okazję obserwować całe zdarzenie z dwóch punktów widzenia – ze strony rodziny, którą nęka niewyjaśnione i ze strony tych, którzy starają się im pomóc w uwolnieniu od kłopotów. Nietrudno się też domyślić, że od chwili kiedy na progu domostwa pojawiają się demonolodzy, następuje również eskalacja dziwnych, mrożących krew w żyłach wydarzeń, a napięcie już tylko rośnie. Reżyser – znany z takich produkcji jak Piła czy Naznaczony – James Wan, umiejętnie operuje wszystkim tym, co ma widza przyprawić o gęsią skórkę, potwierdzając tym swój dar do kręcenia filmów tego pewnym smutkiem stwierdzam, że aktorstwo jest strasznie nierówne. Położenie nacisku na postacie dorosłych sprawia, że córki państwa Perron zepchnięte są do roli tła – przez cały film nie dowiadujemy się o nich niczego, nie posiadają żadnych cech charakterystycznych, które pozwoliłyby je od siebie odróżnić. Ich jedyną rolą jest odegranie przerażenia w odpowiednim momencie, a nie aktywne uczestniczenie w kreowaniu fabuły. To zadanie spadło na cztery główne postacie – małżeństwa Warrenów i Perronów. Tutaj sprawa ma się znacznie lepiej, bo aktorzy dobrani do tych ról spisali się pierwszorzędnie, na szczególną zaś uwagę zasługują postacie kobiece: Vera Farmiga, wcielająca się w postać Lorraine Warren, okazała się być strzałem w dziesiątkę. Jej bohaterka jest autentyczna, a ciepło i pewność siebie, które od niej biją pozwalają widzowi uwierzyć w chęć pomocy udręczonej rodzinie Perronów. Również Lili Taylor, grająca Carolyn Perron, wypada na ekranie bardzo dobrze – widać w niej zarówno miłość do rodziny, jak i lęk o jej bezpieczeństwo, popychający ją do poproszenia pary demonologów o pomoc. Kroku dotrzymują im także mężczyźni, zdają się być jednak nieco odsunięci – nie tak, jak dziewczynki, osobiście jednak doszłam do wniosku, że w dużej mierze wyeksponowano w filmie postacie kobiece: ich oddanie rodzinie i troskę o nią, oraz ich przywiązanie do dzieci, które demon stara się obrócić przeciw nim. Nie mogę jednak przemilczeć tego, że Patrick Wilson w roli Eda Warrena oraz Ron Livington wcielający się w Rogera Perrona wycisnęli ze swoich postaci to, co tylko mogli i na co pozwalała im fabuła – ich troska o żony i rodziny była jak najbardziej w horrorach nie buduje się jednak jedynie dobrym aktorstwem i przedmiotami, które spadają w najmniej oczekiwanych momentach. W filmach z tego gatunku niezwykle ważna jest oprawa audiowizualna – sposób poprowadzenia kamery, pokazania danej sceny, uwypuklenia pewnych elementów w odpowiedni sposób. A czasem i nawiązanie do innego filmu – wprawne oko znajdzie pewien motyw zaczerpnięty z Ptaków Hitchcocka. Przede wszystkim jednak do zbudowania nastroju grozy, który sprawi, że serce widza bije odrobinę mocniej w oczekiwaniu, potrzebna jest dobrana muzyka i efekty dźwiękowe. Muszę przyznać, że i tutaj twórcy filmu nie zawiedli – budują nastrój nawet zwykłym klaśnięciem, które pada w odpowiednim momencie. Joseph Bishara, twórca muzyki do tego horroru (i kilku innych, w tym Annabelle i Naznaczonego) po raz kolejny pokazuje, że i on jest właściwą osobą na właściwym miejscu – pierwszorzędnie buduje napięcie przy pomocy dźwięków i nastrojowej muzyki, która potrafi przyprawić człowieka o gęsią skórkę, podkreślając klimat grozy, wzbudzając w widzu przeświadczenie, że oto właśnie zaraz stanie się coś strasznego, coś co zmrozi mu krew w żyłach. Być może jest to kwestia zgranej ekipy, która współpracowała ze sobą już wcześniej (chociażby przy filmie Naznaczony, który reżyserował Wan, muzykę do niego komponował Bishara, a w jedną z głównych ról wcielał się Patrick Wilson), a być może to po prostu dobry warsztat odpowiedzialnych za produkcję osób, jednak wszystkie poszczególne elementy składają się w spójną całość, która na niemal dwie godziny całkowicie przykuwa naszą będę oceniać całej historii pod kątem prawdziwości, faktem natomiast jest, że Lorraine Warren żyje do dnia dzisiejszego, a małżeństwo Perronów zwróciło się o pomoc do niej i jej męża. Wydarzenia te spisane zostały przez najstarszą córkę Perronów w formie książki ze wspomnieniami z tego okresu i podobno właśnie ona posłużyła twórcom jako baza pod fabułę produkcji. Faktem natomiast jest, że zrealizowana jest ona na tyle dobrze, że miałabym opory przed obejrzeniem jej samej, w środku nocy… i to pomimo zakończenia, które po wszystkim, co zobaczyliśmy, wydaje się być nie na miejscu. To niedociągnięcie gotowa jestem jednak wybaczyć, a sam film polecić każdemu, kto odczuwa wewnętrzną potrzebę obudzenia w sobie strachu i spędzenia nocy przy zapalonym świetle, bojąc się wyjść do nieoświetlonego przedpokoju lub na wieczorny spacer. Nie uświadczymy w tej produkcji nadmiaru krwi, wnętrzności i wszystkich tych elementów, które od jakiegoś czasu stanowią główny sposób na przestraszenie widza, w większości wypadków wzbudzając jednak uczucie zniesmaczenia. Obecność to jeden z tych horrorów, których groza opiera się raczej na oddziaływaniu na psychikę oglądającego, a nie na walorach 7/10Plusy: + brak krwi i wnętrzności + budująca klimat muzyka + postacie kobiece + umiejętnie budowane poczucie zagrożenia i strachuMinusy: – postacie dziewczynek zepchnięte do roli tła – nieprzystające do całości filmu zakończenieAutor: Idris
Recenzja filmu Obecność 3: Na rozkaz diabła. Czy Warrenowie zdołają udowodnić, że morderca w trakcie zabójstwa był opętany?
Rodzina Carolyn Perron długo szukała miejsca, gdzie mogłaby zapuścić korzenie. Jej pięć córek wychowało się w Willimantic (Connecticut), skąd potem Perronowie przeprowadzili się do większego domu w Cumberland (Rhode Island). Ich najstarsza córka, urodzona w 1958 r. Andrea, miała wtedy 6 lat Szybko okazało się, że nie jest to wymarzone miejsce do wychowywania dzieci. Wbrew woli męża, biznesmena Rogera, kobieta zaczęła rozglądać się za "prawdziwym" domem, tym bardziej, że na jego zakup mogli sobie pozwolić. W czerwcu 1970 r. Carolyn znalazła w gazecie ogłoszenie. Ktoś chciał sprzedać stary dom i ziemię w niedalekim Harrisville… Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej "Zostawiajcie światła na noc" Roger Perron dał się ostatecznie uwieść urokowi tego miejsca. Długi parterowy dom z poddaszem zbudowany w XVIII w., stodoła i 200 akrów ziemi wydawały się sielskim rodzinnym siedliskiem. Spędziwszy ostatnie Boże Narodzenie w Cumberland, rodzina szykowała się do przeprowadzki. Jak wspomina Andrea, drzwi starego domu zatrzasnęli za sobą w styczniu 1971 r., w środku śnieżycy. W takich okolicznościach przywitało ich Harrisville, choć Perronom do głowy nie przyszło, że będą kiedyś przeklinać ten dzień. Po przyjeździe w domu zastali jeszcze pakującego ostatnie rzeczy poprzedniego właściciela. Dał on Rogerowi dobrą, ale dziwną radę: "Zostawiajcie na noc włączone światła". Nim wyszedł stało się coś, co uświadomiło Andrei, że w domu mieszka ktoś jeszcze. Jak wspomina, przechodząc do kuchni przez jadalnię zauważyła w kącie człowieka, który obserwował, jak stary właściciel i jego syn przygotowują się do pożegnania domu. Nie wiedziała, kto to. - On po prostu sobie stał - mówiła. - Powiedziałam "cześć", ale mnie nie zauważył. Nie miał ze mną kontaktu wzrokowego i patrzył na tamtych. Ja przywitałam go jednak jak na dobrze wychowaną dziewczynkę przystało. Spoglądając na niego, przeszłam do kuchni. Zaraz potem przyszła moja siostra, Cindy, która zapytała mamę: "A co to za człowiek w jadalni?". Mama na to: "Przecież to pan Kenyon i jego syn". "Ale tam jest ktoś jeszcze!" - dodała Cindy. Postać z jakichś powodów była widoczna tylko dla dzieci. Ale prawdziwe "straszenie" w Harrisville miało się dopiero zacząć. Perronowie byli tak pochłonięci remontami, że początkowo nie zwracali uwagi na to, co mówią dzieci. Tłumaczyli to emocjami związanymi z aklimatyzacją w nowym miejscu. Z czasem 8-letnia Cindy zaczęła jednak skarżyć się, że boi się spać w swoim pokoju. Jak mówiła, szepczące bezcielesne głosy jak mantrę powtarzały jej: "W ścianach pochowali siedmiu żołnierzy, w ścianach pochowali siedmiu żołnierzy…". Życie wśród zmarłych "Obecność" - kadr z filmu Niebawem tajemnicze zjawiska zaczęły zahaczać o pozostałych domowników. O tym, co się działo, tak wspomina w swej książce Andrea Perron: "Carolyn widziała dziewczynę odzianą w jedwabny strój, który potem opisała jako ubranie do trumny. [...] Kroki na schodach, dobywające się ze ścian szepty, zawodzenie dziecka, śpiew korowodu [...] i coś, co brzmiało jak przytłumiony dźwięk trębacza - to wszystko bezustannie przerywało nam ciszę". Przez większą część swojego istnienia posiadłość należała do rodziny Arnoldów i była świadkiem wielu zawirowań amerykańskiej historii. Sędziwe domowe instalacje często się psuły i Roger zmuszony był spędzać w piwnicy sporo czasu. Tam, jak się okazało, również "ktoś" mieszkał. Nowy gospodarz zauważył, że kiedy tam przebywa czuje, że ktoś go dotyka - czasami w taki sposób, w jak kobieta dotyka mężczyznę... Była to tylko jedna z wielu odsłon dziwnych wydarzeń w nowym domu Perronów. Wydawało się jednak, że ktokolwiek bądź cokolwiek tam jest, żywi szczególną niechęć do Carolyn, a nawet… próbuje ją opętać. Także dzieci niełatwo znosiły ciągły stan napięcia. W buncie przeciw bezradności wobec tego, co się działo w domu Cindy postanowiła zorganizować ze swoją przyjaciółką zabawę w "seans", który miał przepędzić duchy. Dziewczynki zostały wtedy brutalnie zaatakowane przez niewidzialną siłę. Andrea wspomina, że jej rodzinie dosłownie przyszło żyć w domu pełnym umarłych. Perronowie czuli się tam jak zaszczuci intruzi, nie wiedząc, kiedy duchy znowu dadzą o sobie znać. Codziennemu życiu stale towarzyszyły oznaki obecności gości z zaświatów. Po domu błąkały się zjawy, przedmioty samoczynnie zmieniały położenie, korytarze wypełniał dziwny chłód, a czasami samoistnie wybuchały pożary. Po czterech latach męczarni ktoś ze znajomych Perronów zgłosił ich przypadek małżeństwu Warrenów. Demonolog Ed (1926-2006) i medium Lorraine (ur. 1927) specjalizowali się w tego typu sprawach, a ich nazwisko łączyło się z najgłośniejszymi przypadkami demonicznych nawiedzeń w Stanach. Mówiono, że potrafią oni pomóc każdemu, u kogo zagnieździła się negatywna nadprzyrodzona siła. Pewnego dnia stanęli na progu domu w Harrisville, mówiąc, że niosą pomoc... Ale było jeszcze gorzej Foto: Onet "Obecność" - zwiastun Przez krótki czas wydawało się, że wizyta Warrenów podziałała i duchy odeszły. Spokój trwał kilka miesięcy, a potem - jak wspomina Andrea - wszystko zaczęło się od nowa. Wydawało się nawet, że brama do zaświatów rozwarła się jeszcze szerzej i nikt nie wiedział, jak ją zamknąć: "To, co się pojawiało było czystym złem" - przyznała. Perronowie mieli problem z opuszczeniem feralnej posiadłości, tym bardziej, że interesy Rogera szły gorzej niż kiedyś. W sumie w Harrisville wytrzymali 10 lat. Ich znajomi, widząc co się tam dzieje, dziwili się, jak znosili to psychicznie (zdarzało się, że ludzie uciekali stamtąd z krzykiem). Rodzina miała jednak pretensje do Warrenów, że nie tylko nie pomogli, ale pogorszyli sytuację, przez co ich stosunki w późniejszych latach nie układały się najlepiej. Zagłębienie się w historię domu pozwoliło Perronom rzucić nieco nowego światła na przyczyny tego, co się u nich działo. W Harrisville żyło i umarło kilka pokoleń Arnoldów. Los wielu był tragiczny. W stodole powiesił się 93-letni John Arnold. Ducha młodego człowieka widzianego w dniu przeprowadzki identyfikowano z nastolatkiem, który otruł się w jednym z pokojów. Najbardziej aktywny i problematyczny był upiór, którego rodzina nazwała Bathshebą, wiążąc go z legendą o kobiecie z sąsiedztwa posądzonej o zabicie dziecka. Choć nie udało się ustalić, gdzie ono zmarło, Perronowie nie wykluczali, że płacz, który słychać w domu i pojawiająca się dziecięca zjawa mogą być w jakiś sposób powiązane z tą tragedią. Duch Bathsheby wyglądał szczególnie odrażająco, choć fizycznie ukazywał się tylko Carolyn: "Jej głowa była przechylona na bok, szara i okrągła. Przypominała przegniłe gniazdo szerszeni. Nie widać było na niej niczego - żadnych oczu ani ust. Wyglądała jak zwitek pajęczyn..." - wspominała relację matki Andrea. Zabójczyni, z braku dowodów, uniknęła kary, choć krążące po okolicy plotki oskarżały ją o czarnoksięstwo i złożenie dziecka w ofierze. Bathsheba zmarła w 1885 r. "Dom mroku, dom światła" Obecność - plakat Otrząsanie się z potwornych doświadczeń zabrało Perronom całe lata. Ani Roger ani Carolyn nie mieli zamiaru nagłaśniać tej historii. Nie dzielili się tym z prawie nikim aż do czasu, gdy Andrea - z zawodu pedagog - postanowiła spisać swoje wspomnienia w trzytomowej książce "Dom mroku, dom światła" (tom I wydano w 2011 r.). O tym samym opowiada film "The Conjuring", który stał się jednym z bardziej kasowych horrorów ostatnich lat (Perron twierdzi, że producenci początkowo uznali tę historię za "zbyt straszną" dla kinematografii!). Takie rozliczanie się z przeszłością to jednak niełatwa sprawa. Andrea mówi, że dwie godziny filmu tylko częściowo oddają 10 lat ich gehenny. Obecni właściciele przyznają, że w domu w Harrisville nadal zdarzają się dziwne rzeczy, ale nie w takiej skali jak dawniej. Kiedy Perronowie odwiedzili jednak "stare śmieci", wciąż mogli poczuć tę samą nadprzyrodzoną "obecność". Warrenowie z kolei twierdzili, że to, co zastali na Rhode Island było najcięższym i najbardziej przerażającym przypadkiem nawiedzenia, z jakim zetknęli się przez 50 lat praktyki, a przecież widzieli niemało. Zajmowali się sprawą morderstwa dokonanego przez opętanego człowieka w Brookfield (1981), a także niesławną historią z Amityville (1976) - nawiedzeniem, które okazało się mistyfikacją. Jednak oprócz bardzo luźnego podejścia do badanych zjawisk, Warrenów krytykowano też za zbytnie religijne inklinacje i, mówiąc szczerze, nie uważano za ludzi poważnych. Czy mieli oni rację uznając sprawę Perronów za przypadek szczególny? Niestety, wspomnienia Andrei to wszystko, co z niego zostało. Ona, jako przestrogę dla ciekawskich, którzy chcieliby doświadczyć tego samego na własnej skórze dodaje: "Żaden człowiek nigdy nie powinien przechodzić przez coś takiego…". Najfajniejsze horrory na Halloween? _____________ Cytaty pochodzą z książki "House of Darkness, House of Light" A. Perron (2013).
. 218 383 136 28 130 455 281 491
obecność film na faktach