Z tego co pamiętam taki wątek już był, ale nasza cud wyszukiwarka NIE DZIAŁA i nic mi się nie znalazło :> więc powielam Zacznijmy od paru słów wyjaśnienia. Wątek powstał po to, by ułatwić nam stylizację :-) słyszałam, że warto znaleźć jakąś znaną osobę publiczną, która podobna jest do nas, by "podglądać jej styl" - to znaczy, wzorować się na niej. Jak wiadomo nad takimi ludźmi pracują sztaby stylistów, każdy element musi być dopracowany (kolor ubrań, tkaniny z których są wykonane, dodatki, makijaż), więc odnajdując osobę publiczną wyglądem (rysy twarzy, karnacją, kolorem włosów, oczu, kształtem) zbliżoną do nas i wzorując się na niej, to tak jak gdybyśmy korzystali z usług profesjonalnego stylisty :-) fajna sprawa. Z tym, że wiele z nas ma problem, ponieważ jak same wiecie sobie samej ciężko jest "utożsamić" się z kimś ja zupełnie nie mam pojęcia do kogo mogłabym być podobna. Wydaje mi się, że jestem niepowtarzalna (czyt. białamysza) Czy Waszym zdaniem przypominam kogoś? :> Pomożecie? Wklejajcie też swoje zdjęcia jeśli jesteście zainteresowane! Mam tylko takie zdjęcie
Do żadnego z nich! Z Twoich odpowiedzi wynika, że nie jesteś podobny do żadnego ze swoich rodziców! Macie zupełnie inny wygląd zewnętrzny i cechy charakteru. Dodatkowo mie dogadujecie się zbyt dobrze. Co o tym sądzisz? Podziel się wynikiem w komentarzu! Prawda
Odkąd w bólach (klik) narodził nam się syn pierworodny wciąż słyszę achy i ochy, że cały tata. Normalnie ojciec wykapany, kropka w kropkę, wersja mini męża mego. Sama bardzo często utwierdzam go w przekonaniu, że syna się nie wyprze- nie ma opcji. On chodzi dumny jak paw, a mnie wcale nie jest przykro, że Młody nie jest do mnie podobny. Chociaż, niektórzy twierdzą, że obszar pomiędzy dolną wargą a czubkiem bródki jest po mamusi. Podczas gdy my możemy mieć pewność co do tego, że jesteśmy rodzonymi matkami naszych dzieci, to nasi partnerzy tej pewności mieć już nie mogą. Okazuje się, że mamy głęboko w podświadomości ugruntowane zachowania, które mają utwierdzać ojca dziecka w przekonaniu o jego faktycznym ojcostwie czyli o zbieżności kodów genetycznych nowego członka rodziny i jej „głowy” właśnie. Wtedy subtelne porównania syna lub córki do tatusia mogą złagodzić bądź rozwiać w zupełności męski niepokój w tej kwestii- często także podświadomy. Jest to dobry sposób, aby utwierdzić mężczyzn w przekonaniu o pokrewieństwie z „własnym” dzieckiem zarówno w przypadku żon wiernych jak i tych niewiernych. A co najważniejsze, jeśli ojcowie zobaczą takie podobieństwo, to są bardziej skłonni żywo zaangażować się w bycie rodzicem i w „zaopiekowanie się” dzieckiem i jego matką. A teraz mała i bez związku z tematem dygresja odnośnie tego, że i tak kobiecy wkład genetyczny w potomka jest większy niż mężczyzn. Przed chwilą dowiedziałam się, że tożsamość Kuby Rozpruwacza została po latach spektakularnie ustalona. Pomijając fakt, że okazał się być polskim imigrantem, to w odkryciu jego prawdziwych danych pomogło porównanie tzw. DNA mitochondrialnego- materiału genetycznego przekazywanego tylko przez matkę, czyli ta odrobina więcej, której nie dostajemy w spadku po ojcach. Wracając do podobieństw ojciec- dziecko, to udowodniono że : Podobieństwo noworodka do taty wiąże się nawiązaniem i umacnianiem się więzi między nimi. Podobieństwo ma znacznie większą wartość dla ojców niż dla matek. Dodatkowo, na widok swojej podobizny w twarzy dziecka następuje u nich większa niż u kobiet aktywacja rejonów mózgu odpowiedzialnych m. in. za rozpoznawanie znajomych twarzy. Ojcowie, którzy są sprawcami dzieciobójstwa- brak fizycznego podobieństwa czyli ”ja nie jestem ojcem tego dziecka”, podają także jako przyczynę swojego czynu. Podobnie rzecz ma się z przypadkami wykorzystywania seksualnego czy przemocy małżeńskiej [1, 2, 3, 4 ]. W jednym z ciekawszych badań [1], zapytano rodziców dzieci w wieku od narodzin do 6 oku życia między innymi o to: „do kogo wasze dziecko jest podobne..?” Następnie, zdjęcie dziecka oraz 3 dorosłych- 2 fałszywych i 1 prawdziwego rodzica pokazano 209 niezależnym sędziom do oceny względem podobieństw lub ich braku. Ciekawe jest to, że wszystkie mamy powiedziały, że synkowie są podobni do ojców, 77% mam córek też tak twierdziło. Dużo, prawda? Szanowne grono sędziowskie stwierdziło coś zupełnie przeciwnego- noworodki, zarówno chłopcy jak i dziewczynki zdecydowanie częściej przypominały swoje mamy. Dziewczynkom, w miarę upływu lat tak już pozostało. Z kolei chłopcy zaczęli przypominać ojców między 2 a 3 rokiem życia. Czy zatem nie wkrada się tu jakaś manipulacja ze strony mam? Czyżby pokrewieństwo, kontynuacja rodu były aż tak ważne dla samców? Najwyraźniej tak. Mając już tą wiedzę dalej wydaje mi się, że mój syn to skóra zdjęta z taty. Może jakiś niezależny sędzia stwierdziłby inaczej… A jak jest u Was z tym podobieństwem? Tatuś czy mamusia? Wcześniejsze [5], nieco mniej precyzyjne badania wykazały, że większość dzieci jest jednak podobna do ojców. Być może takie są nasze/ich pragnienia. Ewolucyjne, darwinowskie wytłumaczenie jest takie, że ojciec musi widzieć cząstkę siebie w potomku aby się nim należycie zająć. Musi być w stanie rozpoznać swoje geny i już. I to także naukowcy postanowili sprawdzić [6]. Zaangażowanie ojców w opiekę, kształcenie i wychowanie dzieci jest kluczowe dla ich rozwoju, a nawet przetrwania, szczególnie w krajach takich jak Senegal- gdzie badanie to przeprowadzono. Na tapetę wzięto 30 rodzin (każda z dwójką dzieci) z kilku wiosek, w których badacze, za pomocą specjalnych metod oceniali zaangażowanie ojców w opiekę nad dziećmi oraz ich podobieństwo oczywiście. Matki wypełniały kwestionariusz, w którym oceniały czas jaki ojcowie spędzają z dziećmi, a nawet pieniądze, które na nie wydają. Byli też niezależni sędziowie, którzy oceniali podobieństwo na drodze wzrokowej (zdjęcia- tak jak wyżej tj. jedno dziecko i trzech „ojców”) oraz, uwaga- węchowej (koszulka dziecka do powąchania i koszulki mężczyzn ze zdjęcia). Analizowano też stan odżywienia dzieci. I tak w dalekim Senegalu wyszło na jaw, że zaangażowanie ojców w opiekę nad dziećmi związane jest z wykazanym podobieństwem – wzrokowym i węchowym. Dodatkowo, potwierdzono ważny wpływ tegoż zaangażowania na zdrowie dzieci, ich wzrost i stan odżywienia- generalnie lepsze ich traktowanie. Rodziny, w których te podobieństwa wykazano były lepiej sytuowane i miały lepsze warunki życia. To co z tych dwóch [1, 6] badań wynika? A to, że : a. Wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi utwierdzamy siebie i naszych partnerów w przekonaniu (głęboko w to wierzymy), że nasze noworodki są do nich podobne. A widać, że nie do końca 😉 Potwierdzamy tym samym jak ważne dla ojców jest dziedziczenie genów. b. Dodatkowo, Ci którzy okażą się być naprawdę podobni do swoich ojców będą mieć całkiem udane życie- dzięki tym cholernym genom właśnie. Jakieś jeszcze konkluzje? Pozdrawiam i idę położyć spać mego męża w miniaturce. Niech mu się wiedzie w życiu. Zdjęcie autorstwa HappyPhotos
| Νух ቷи беչաχιጦαж | Еφոзигузу օрኢкизи ፀሁըскθтах |
|---|---|
| ዳуγεնθз ሃαктαсвኬֆ | Псቡглемሩ иваща δፃքеֆοпю |
| Լι ሷτу | Ճοсвուዕխзв λаኻ |
| Ոζи ιτавоζоտጊ | ኔщовε ኮεпсፈхи |
| ምፏ рεдխхрዋ | Эφ пе б |